poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Opowieść o drodze


Łk 24
Każdą z osób i grup występujących w tym fragmencie charakteryzuje inny sposób wyboru drogi, jej etapy oraz determinacja do podążania nią. Patrzą na różne drogowskazy, idą innymi ścieżkami, ufają innym znakom na swojej trasie. Zawsze to jednak do nich należy decyzja, żeby dalej iść. Często to, co się wydaje końcem drogi, jest początkiem kolejnego jej etapu, a czasem nawet punktem zwrotnym. Kobiety, apostołowie, uczniowie podążający do Emaus w trochę inny sposób czytają znaki, potrzebują różnych drogowskazów, inny jest ich wybór przewodnika oraz różna gotowość do zaufania towarzyszowi podróży. 

Wydawało się, że ostatnią drogą kobiet z Jezusem była droga pod krzyż, a później – do Jego grobu. Ta ostatnia zapewne miała odbywać się cyklicznie, powtarzalnie, być może do końca ich życia. Być może planowały codziennie odwiedzać Jego grób. Czują się bezradne  napotkawszy pusty grób. Nie mogły pomóc Jezusowi pod krzyżem, nie mogą nawet usłużyć Mu po śmierci.

Jednakże to właśnie one w swojej inicjatywie z jednej strony a bezradności z drugiej jako pierwsze są poinformowane przez aniołów o cudzie zmartwychwstania. Ufają tym, których spotkały w drodze – aniołom objaśniającym im słowa ich poprzedniego przewodnika podróży. W efekcie Maria Magdalena, Joanna i Maria zawracają z drogi, by nadal ją kontynuować, wbrew poprzednim wyobrażeniom, które zapewne zakładały jakąś stateczność – dosłowne i przenośne stanie przy grobie.  Wracają do apostołów z radosną nowiną. Ci jednak, którym wcześniej dano władzę wyrzucania demonów i uzdrawiania, teraz patrzą z osądem i wyższością na świadectwo kobiet. Jest to moc, która patrzy z góry. Przez to nie zauważa cudów. Nawet cudu zmartwychwstania. Moc, która nie chce uwierzyć, że kobiety wcześniej niż oni przebyły pewien etap drogi.


Droga kobiet jest następująca – rozpoczyna ją akt inicjatywy – pójście do grobu, następnie następuje zwątpienie, pojawia się bezradność, a dalej następuje wzmocnienie, poznanie prawdy o zmartwychwstaniu, utwierdzenie w dalszej drodze, i wreszcie – pospieszenie do innych, by informację o cudzie ją przekazać. Zresztą okazuje się być ona nadal droga kamienistą – napotykają niezrozumienie, niewiarę, zostają przez apostołów potraktowane z góry.


Droga Piotra z Jezusem zaczęła się, gdy Jezus go powołał, by Mu towarzyszył, gdy powiedział: „Pójdź za mną”. Wydawało się, iż miejscem zakończenia tej wędrówki był dziedziniec posiadłości arcykapłana, a jej ostatnią chwilą moment, gdy Piotr zadeklarował: „Nie znam tego człowieka”. Jednakże okazało się, że był to tylko koniec pewnego etapu, punkt krytyczny podróży.


Piotr chwyta się nawet nikłego prawdopodobieństwa możliwości wynagrodzenia zdrady i po słowach kobiet biegnie do grobu. Zrobi wszytko, by zadośćuczynić Mistrzowi. Chwyta się szansy ponownego zobaczenia Jezusa. Wierzy najbardziej ze wszystkich, skoro idzie do grobu – wiara, która wynika z nadziei odwzajemnienia odrzuconej wcześniej Miłości. Może główną przyczyną jest to, że w przeciwieństwie do innych apostołów, Piotr pamięta przede wszystkim swoją słabość.


Droga Piotra z Jezusem to najpierw towarzyszenie Mu oraz absolutna pewność swojej stałości, później – bezradność i zwątpienie (także, a może przede wszystkim, w siebie samego), następnie reakcja na słowa kobiet – i wreszcie – ukazanie się mu Jezusa, które tylko rozpoczyna dalszą drogę, która również skończy się na krzyżu.


Podróż uczniów idących do Emaus, to, wydaje się, taki etap drogi, który jest odwrotem człowieka pokonanego. W tej fazie zapewne nie było planu, co dalej robić i gdzie dalej iść. Był to zgodnie ze wszelkim prawdopodobieństwem etap końcowy – zejście ze sceny – także ze sceny wydarzeń, jaką była Jerozolima, do nieznaczącego Emaus.


Podróż okazuje się być dobra do rozmowy a współudział w niej to najlepsza okazja do kontaktu i wymiany myśli. Poszukując sami, czy wręcz uznając fiasko swoich poszukiwań, nie będąc pewnymi już niczego, uczniowie stają się otwarci na słuchanie siebie nawzajem i innych. Jezusa spotykają nie w zgiełku i centrum wydarzeń, jakim jest Jerozolima, ale w drodze do małej wsi. Miejscem spotkania z Nim nie jest miejsce postoju, odpoczynku ani punkt kocowy, lecz droga. Trasa przebyta w atmosferze niepokoju bardziej otwiera ich na Boga niż spokojne siedzenie w starych murach świątyni.


Gdy nierozpoznany Jezus przyłącza się do uczniów, oni nie boją się przybysza. Od razu Go uznają za towarzysza podróży. Dlaczego? Wszak sytuacja – zarówno fakt podróżowania, jak i atmosfera z dni uwięzienia, procesu i ukrzyżowania Jezusa - była niebezpieczna. Może zwątpienie spowodowało otwarcie na drugiego, innego – w przeciwieństwie do pewności, która czasem na innego – myślącego inaczej – zamykała? Może podczas podróży zmniejszył się lęk przed nieznajomymi, obcymi? W innej sytuacji łatwo by było zamknąć się w swoich racjach… A może uczniowie mają poczucie, że już stracili wszystko i nie boją się niczego jako ci, którzy już nie mają nic do stracenia? A może akceptują towarzystwo obcego dlatego, że jako jedyny wykazał zainteresowanie uczniami i ich dylematami? Możliwe bowiem, że po momentach strachu i śmierci Jezusa złowrogi tłum zobojętniał na Jego sprawę i w pewnym sensie było to dla uczniów trudniejsze do przyjęcia niż poprzednie doświadczenie nienawiści. Agresja tłumu byłaby być może łatwiejsza – wskazałaby bowiem jasną drogę – drogę ucieczki. Obojętność mogła wprawiać w zakłopotanie.


Dlaczego uczniowie nie rozpoznali Jezusa? Być może tak bardzo zaangażowali się w rozmawianie i rozprawianie o Nim, że nie poznali Go pomimo Jego obecności. Wyobrażenia na Jego temat zasłoniły im Jego rzeczywistą obecność. Chęć do wypowiedzenia się (być może mającego charakter demonstracyjnego pokazania znajomości i zażyłości z Mistrzem) nie pozwoliła rozpoznać Go obok, w drugim człowieku. Może tak się zajęli udowodnianiem swoich racji, że nie zauważyli najistotniejszego? A może strach związany z niedawnymi wydarzeniami wyzwolił u nich potrzebę utwierdzenia w swoich zachwianych poglądach lub re-definicji doświadczeń?


Kleofas dziwi się pytaniu Jezusa, dlaczego są smutni. Zakłada, że wszyscy muszą mieć takie same emocje jak uczniowie – w tym wypadku dzielić z nimi smutek. Sądzi, iż wszyscy powinni także wiedzieć o tym, co jest dla nich ważne. Opowiada o Jezusie jak o „celebrycie” – uważa, że trzeba Go znać, gdyż to „prorok mocny znany ludowi”. Rozpoznawalność i siła (także siła przekazu) – to dla niego podstawowe argumenty „za Jezusem”. Uczniów najbardziej interesuje to, czego oni sami się spodziewali. Niecierpliwi stają się dosyć szybko – trzy dni to krótko w czasach, gdy podróżowało się całymi tygodniami.


Uczniowie uznają całkowicie Jezusa za towarzysza podróży w momencie, gdy proponują mu także towarzystwo u jej celu – podczas posiłku i odpoczynku. Być może dlatego, że mimo, iż Go nie rozpoznają, czują się dobrze i bezpiecznie w Jego towarzystwie. Być może wreszcie ktoś daje im pociechę i rozprasza ich wątpliwości. Jezus pozostaje, gdyż zostaje o to poproszony, wręcz zmuszony przemocą. Ujawnia się w swojej zwyczajności - w geście łamania chleba. Dzieli się z uczniami pokarmem – tym, co „zasila” ich do życia – nie tylko chlebem, ale i świadomością, ze jest z nimi i nie są sami. Znajomy gest otwiera uczniom całkowicie oczy i rozpoznają swojego Mistrza. Teraz, po zmartwychwstaniu o wiele bardziej niż wcześniej  wchodzi w grę zmiana statusu i różnica pozycji. Jednak, Jezus nadal wykazuje przy uczniach swoje zwyczajowe zachowania, gesty. Szczególnie te świadczące o zażyłości. Daje tym samym znak, że ich relacja się nie zmienia.


Jezus znika, gdy tylko Kleofas i jego towarzysz Go rozpoznają. Pokazuje, iż trzeba za Nim „gonić” i że w zasadzie jest nieuchwytny. Uczniowie szybko wracają do Jerozolimy, zarzucając odpoczynek, by głosić dobrą nowinę. Uznają, iż to jedna tych spraw, które są ważniejsze od odpoczynku i obaw przed niebezpieczeństwami nocnego marszu. Powrót następuje natychmiast.


Droga podróżujących do Emaus częściowo przypomina te szlaki, które przebywane były przez kobiety i Piotra. Początkiem jest inicjatywa – wyruszenie w podróż. W jej trakcie uczniowie dzielą się bezradnością i zwątpieniem ze sobą nawzajem i z wydającym się obcym towarzyszem drogi. Następnie ma miejsce rozpoznanie Jezusa – gdy On pozwala się rozpoznać. Kolejny etap to powrót – dalsza droga – by wieść o zmartwychwstaniu przekazać dalej. Uczniowie w drodze pozwalają, by towarzysz w drodze – nierozpoznany wówczas Jezus – nie tylko im towarzyszył, ale też czytał mapę, objaśniał legendę i interpretował znaki – wyjaśniał rolę Mesjasza poprzez interpretację Pism i Proroków.


Droga uczniów, którzy pozostają w Jerozolimie, wydaje się być zakończona – albo pozostawać jednym wielkim znakiem zapytania. Pobyt w Jerozolimie to chyba już tylko bierne oczekiwanie na to, co się wydarzy, bez wysiłku i odwagi poszukiwania.


Pozostający w Jerozolimie są w fizycznym – i nie tylko – zamknięciu. Przyjmują biernie relacje tych, którym ukazał się Mistrz. W samym środku tej atmosfery niepewności i dezorientacji pojawia się Jezus. W reakcji na strach uczniów prosi o coś do jedzenia, by pokazać, że jest człowiekiem. A może przede wszystkim po to, by ich ośmielić. To oni dostarczają jedzenie – coś mogą zrobić dla swojego Boga, mimo że On tak naprawdę tego nie potrzebuje. Zjedzenie ryby to także kolejny zwyczajowy gest – okazanie, czy raczej potwierdzenie trwania w zażyłości. Po ujawnieniu ludzkiej części swojej natury – zjedzeniu ryby – Jezus ujawnia część boską. Wyjaśnia Pisma, a potem rozjaśnia, oświeca umysły – teraz uczniowie pojmują prawdę o Mesjaszu. Jedenastu zostaje wysłannikami i otrzymuje kolejną obietnicę – przyobleczenia w moc z wysoka. Jezusa w ich oczach legitymują rany na rękach i nogach oraz zwyczajność – zjedzenie posiłku. Jezus - Syn Boga przyjmuje od stworzeń to co dobre i to co złe. Znika, gdy tylko uczniom otworzą się oczy. Zostaje uniesiony do Nieba – jak król, władca niesiony w lektyce lub powozie. Wniebowstąpienie to kolejna „powtórka” sytuacji z Emaus – znów po pojawieniu się, ujawnieniu, wzmocnieniu uczniów, Jezus ich opuszcza i wstępuje do Nieba. Przed opuszczeniem jednak daje im błogosławieństwo i obietnicę – nie zostają bez niczego.


Kolejna droga więc, to droga uczniów będących w Jerozolimie. Najpierw wątpią, są pasywni, ale też i rozważają relacjonowane im fakty. Następnie pojawia się Jezus i w konsekwencji wysłani zostają w dalszą drogę – rozesłani na cały świat. Jednocześnie pojawia się obietnica, że uczniowie dostaną kolejnego przewodnika.


Jest wreszcie droga Jezusa. Droga, która, wydałoby się, kończy się na krzyżu, tam osiąga punkt kulminacyjny i zwrotny. Punkt zwrotny i kulminacyjny osiąga też historia ludzkości. Zmartwychwstanie rozpoczyna kolejny etap. Droga Jezusa na ziemi kończy się wniebowstąpieniem, aż do ponownego przyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz