Mk 11, 1-10; Mk 15, 1-15
Człowiek lubi czuć się lepszym. W szczególności lepszym od
innych. Stosuje ku temu różne sposoby. Pierwszym z nich jest dążenie do bycia w
otoczeniu kogoś ważnego, szanowanego, sławnego, staranie się, by świecić cząstką światła odbitą od idola. Druga metoda jest odwrotna – obserwowanie z satysfakcją
upadku kogoś, kto wcześniej był wynoszony pod niebiosa. Trzecia to natomiast
uczestnictwo w czymś wielkim, pamiętnym – w jakim święcie, wydarzeniu,
tryumfie. Najprostszy zaś sposób, by czuć się lepszym, to przynależność do
jakiejś zdecydowanej grupy lub bycie członkiem zdeterminowanego tłumu. W takiej
sytuacji drugorzędną kwestią jest to, czy tłum akurat kogoś wielbi, czy
potępia, nosi na rękach czy kamienuje.
W ostatnim tygodniu życia Pan Jezus zapewne wielokrotnie
spotykał się z tymi, którzy chcieli poczuć się lepiej. A i często był przez
nich instrumentalnie wykorzystywany w dążeniu do zrealizowania tego celu. Zapewne będąc mieszkańcem
okupowanej Jerozolimy łatwo było poczuć się lepszym towarzysząc Mesjaszowi
wkraczającemu właśnie do stolicy. Można się było poczuć lepiej, będąc częścią
tłumu wykrzykującego „Hosanna”. Nie trzeba było się nawet trudzić, by pozyskiwać
przyjaciół, wszak wokół pełno tak samo myślących i radosnych ludzi, niesionych
adrenaliną wspólnych wiwatów…
Zapewne dynamikę tłumów świetnie rozumiał Piłat. Chcąc
uwolnić Jezusa, zwrócił się właśnie do nich. Zapewne spodziewał się, że ludzie, chcąc
się poczuć lepsi, będą gremialnie optować za uwolnieniem Jezusa. A jednak namiestnik się pomylił. Tym razem za bożyszcza wzięli oni sobie arcykapłanów. Aby być trochę
podobnymi do tych idoli, zgodnie z ich wolą krzyczeli więc, by Jezusa wysłać na krzyż.
Jednocześnie zapewnili sobie spełnienie warunku wystarczającego, by poczuć się
lepszymi. Doprowadzili do publicznej klęski i hańbiącej śmierci Kogoś, Kto
wcześniej, i to całkiem niedawno, cieszył się uwielbieniem tłumów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz