środa, 30 grudnia 2015

Losy Anny

Łk 2, 36-40


Anna, jak na ówczesne standardy, a także biorąc pod uwagę jej tryb życia – nie „wygodny” ale polegający na posługiwaniu świątynnym, żyła bardzo długo, aż 84 lata. Biorąc pod uwagę ówczesne zwyczaje bardzo wczesnego wychodzenia przez dziewczęta za mąż oraz informację podaną przez Ewangelistę, że jej mąż zmarł po 7 latach małżeństwa, można podejrzewać, że Anna bardzo młodo owdowiała. Możliwe, że spędziła sama 60 a może nawet 70 lat swojego długiego życia. Straszne dziesiątki lat samotności. 
Zapewne nie były to też łatwe lata pod względem materialnym. Ówczesne prawo w zasadzie nie pozostawiało przecież wdowie żadnego majątku. Poza tym jako samotnej kobiecie nie było jej pewnie łatwo pod względem społecznym i międzyludzkim. Pewnie była traktowana jako bezwartościowa przez jednych, a jako „podejrzana” przez innych. Może była nienawidzona przez żony, które uważały, że chce im odebrać mężów. Może była nienawidzona przez mężczyzn, których odrzuciła. Tak czy inaczej sądzę, że Anna musiała doznać w swoim długim życiu wielu upokorzeń. Sama zresztą praca posługaczki, mimo iż świątynnej, też zapewne nie przysparzała jej ludzkiego szacunku. A jeśli nawet spędzała czas na postach i modlitwach, pewnie tylko niejednej okrutnie szydził: „cóż jej w końcu pozostało?”.
 Wreszcie dane jej zostało poznać Dzieciątko Jezus. Nagroda za lata upokorzeń? A może początek dalszych? Anna opowiadała o Dzieciątku „wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy”. Tylko, czy tak realnie rzecz biorąc, rzeczywiście miała z kim się podzielić swoją wiedzą i radością? Zapewne, biorąc pod uwagę jej wiek i samotność, nie było nikogo, kto chciałby jej wysłuchać. A przez obcych zapewne nie została potraktowana jako prorokini tylko jako niegroźna stara wariatka…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz