środa, 24 czerwca 2015

Sąsiedzi

Łk 1, 5-25, 1, 57 66 

Sąsiedzi Elżbiety i Jana są moim zdaniem dosyć irytujący. Zajmują się głownie patrzeniem z góry, ocenianiem oraz "wścibianiem nosa" w cudze sprawy.

Zapewne ze sporą satysfakcją uznają oni bezpłodność sąsiadki za karę Bożą. Dzięki temu sami mogą czuć się bezgrzeszni. Wobec tego Elżbieta, gdy już zachodzi w ciążę, ukrywa swój stan. Można zastanawiać się dlaczego. Przecież ujawniając, że spodziewa się dziecka, doczekałaby się swoistej społecznej rehabilitacji. Wydaje mi się jednak, że sprawa jest dosyć prosta - Elżbieta nie chce uczynić z siebie przedmiotu ocen otaczających ją ludzi - niezależnie od tego, czy ta "weryfikacja" byłaby negatywna czy pozytywna.

Sąsiedzi i krewni jednak sami sobie przyznają prawo do ocen cudzych spraw. Rzecz jasna, gdy Elżbieta rodzi dziecko, cieszą się razem z nią. Dzięki temu znowu są, tak jak i wcześniej, po właściwiej stronie. W tym momencie oznacza to bycie po stronie osoby, którą uznają za błogosławioną. Wcześniej natomiast wiązało się z byciem przeciw osobie uznanej za  zhańbioną. I zasadniczo dla znajomych Elżbiety nie ma znaczenia to, że to jedna i ta sama osoba. I nawet chcą decydować o tym, jakie imię nada swojemu dziecku...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz