Mt 15, 21-28
Opis wydarzeń zawartych w tym fragmencie może wywołać wewnętrzny, albo i całkiem otwarty bunt i oburzenie. Pan Jezus wyrusza w stronę okolic Tyru i Sydonu - wobec tego można przypuszczać, że chce głosić Ewangelię ich mieszkańcom. Dlaczego więc, gdy wychodząca mu stamtąd naprzeciw kobieta woła do Niego z błaganiem o pomoc, milczy? Dlaczego uczniów interesuje jedynie własny spokój? Nie wzruszają się prośbą matki, nie orędują za nią, chcą tylko możliwie szybko i bez kłopotów pozbyć się jej. Dlaczego Pan Jezus czynienie dobra przedstawia na zasadzie „gry sumie zerowej” (niedobrze zabrać chleb dzieciom a rzucić psom”) - dlaczego dobro wyświadczone jednym ma być zabranie dobra przeznaczonego innym? Dlaczego wreszcie kobieta powodowana jednym z najszlachetniejszych ludzkich uczuć – miłością macierzyńską - jest wraz ze swoją córka porównywana do psa? Wszak porównanie takie w całej historii dziejów było jednym z najbardziej upokarzających.
Nie ma chyba siły na świecie potężniejszej iż miłość matki.
Nie ma większej determinacji niż ta, z która matka dąży do uratowania swojego
dziecka. Gotowa jest upokorzyć się przed każdym, kto może jej dziecku
skutecznie pomóc. Zapewne miłość matki jest też podatna na wykorzystanie przez
różnych szarlatanów obiecujących zdrowie jej dziecka, jednakże kobieta kananejska
ma to szczęście, a może ma tę mądrość, że skierowała się nie tylko do
kompetentnego, ale i wszechmocnego lekarza – Syna Bożego. Dlatego też jej córka
zostaje uzdrowiona.
Fakt, że w tym fragmencie mamy do czynienia z matką oraz że
możemy oceniać sposób jej potraktowania, przed ocaleniem dziecka, przez Pana
Jezusa i uczniów, prowadzić może jednak także do innego skojarzenia. Do
najbardziej znanej matki wszech czasów, Maryi. I znów możemy zastanawiać się nad
sposobem traktowania Jej przez Jej Syna. Wynikiem tratowania tego zapewne często
bywało cierpienie. Mogło mieć to miejsce wtedy, gdy zagubiła Go podczas wyprawy
do Świątyni, ale ból mógł być jeszcze silniejszy po słowach, które usłyszała –
nie były to słowa przeprosin czy czułości wobec matki, ale raczej surowe słowa
oceny i stwierdzenie, iż Jezus powinien przebywać w domu Ojca Swego, a Ona
wiedzieć o tym. Gdy Jezus naucza, a matka i krewni czekają na Niego przed
domem, bynajmniej nie spieszy, by się Nią zając czy choćby Ją powitać. Stwierdza,
iż Jego rodzinę stanowią Ci, którzy Go słuchają. Wreszcie, Maryja doświadcza
cierpienia, gdy Jezus wiedziony jest na śmierć i umiera na krzyżu – to jest też
zapewne dla Niej nie tylko bolesne, ale i trudne do pojęcia.
Jednakże … każde
upokorzenie i cierpienia maja swoją nagrodę. Kobieta kananejska zastaje córkę
zdrową. Maryja zostaje zabrana do nieba i staje się matką wszystkich (tylko czy
te wszystkie „Bramo Niebieska” i „Domie Złoty”, które słyszy teraz nieustannie,
rekompensują Jej czas spędzony pod krzyżem…?). Można mieć tyko ufność, iż każda
matka, gotowa na wszystko dla swojego dziecka, doświadczy podobnej nagrody. Gdyż
ono nigdy nie będzie się w stanie w pełni odwdzięczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz